Najlepsi zawodnicy nie uprawiają sportu dla sławy czy pieniędzy. Nawet nie dla wyników. Nie robią tego również po to, żeby zdobyć płeć przeciwną jak sugerował Saramonowicz w „Testosteronie”. Robią to dla tego uzależniającego uczucia jakie im towarzyszy kiedy osiągają szczyt formy, kiedy są w strefie.
Zapytaj któregokolwiek sportowca jak ważny jest stan umysłu w osiąganiu wyników. Bez względu na dyscyplinę odpowiedź będzie zawsze taka sama. Na najwyższym poziomie rywalizacji, to właśnie psychika decyduje o tym kto wskoczy na najwyższy stopień podium.
Mimo, że dziś skoki nie mają już takiej oglądalności, wszyscy chyba pamiętają Adama Małysza, szczególnie ze swoich dwóch wybitnych sezonów 2000/2001 i 2001/2002 kiedy ni stąd ni zowąd wygrał X konkursów z rzędu wielokrotnie ustanawiając rekordy skoczni. Osiągnął on wówczas taki stan, w którym nie tylko Włodek Sz. był pewien, ale również każdy widz przed telewizorem wiedział, że Adam w kolejnej próbie skoczy jeszcze dalej. Mówiło się wówczas o dwóch równych skokach przy czym ten drugi zwykle był jeszcze lepszy. Im trudniejsze warunki panowały na skoczni, tym łatwiej Adam wygrywał.
Wszyscy wówczas stawaliśmy się dopiero ekspertami od skoków a po Turnieju Czterech Skoczni każdy już wiedział jak ważne jest prawidłowe wyjście z progu, które w dużej mierze decyduje o tym czy skok będzie długi czy na bule. Wiedzieliśmy jaki wpływ na wyjście z progu ma pozycja dojazdowa, a kombinezon na lot. Skoro wiedziało o tym kilka milionów Polaków to i tym bardziej wiedzieli o tym panowie Skupień, Mateja, Kruczek, a jednak tylko Adam potrafił to wykonać. Dlaczego?
Adam siada na belce. Machinalnie poprawia gogle, sprawdza wiązania, dopina suwaki. Zawsze w ten sam sposób. Widzi tylko sygnalizator i zapalające się zielone światło. Rusza siadając na tyłach nart i bez zastanowienia przyjmuje optymalną pozycję zjazdową. Odczuwa radość i ekscytację na razie tylko z prędkości na rozbiegu. Dojazd do progu zdaje się nie mieć końca. Widzi dokładnie próg skoczni i moment, w którym powinien rozpocząć wybicie choć jedzie z prędkością bliską 100 km/h. Mimo, że w rzeczywistości ma tylko X sekund na optymalne wykonanie odbicia, widzi ten właściwy punkt tak jakby realizator transmisji TV zrobił na chwilę pauzę. Jest w górze i teraz przez kolejne X sekund przeżywa euforię związaną z lataniem. Przyjemność w najczystszej postaci.
Mówiło się, że Adam oprócz atomowego wyskoku miał automatyzm ruchów w znaczeniu, że potrafił wykonać wiele skoków w ten sam sposób. Tracił go czasami, ale zawsze treningi w Ramsau na skoczni „kopycie” przywracały go na nowo.
W historii psychologii sportu było dwóch uczonych, którzy stworzyli niezależne teorie dot. optymalnej wydajności. Pierwszy, węgierski prof Mihalyi Czikszentmihalyi opisał w 1975 roku pojęcie stanu „flow”, w którym wyzwanie sportowe jest dopasowane do możliwości sportowca, natomiast w 1980 roku Rosjanin, prof Yuri Hanin, opisał „strefę optymalnego funkcjonowania” jako optymalny poziom lęku, w którym zawodnik uzyskuje najwyższą wydajność.
W stanie „flow” czujemy się w pełni zaangażowani i skoncentrowani na wykonywanej czynności, działamy maksymalnie efektywnie i odczuwamy przy tym bardzo pozytywne emocje. Poczucie zadowolenia jest silnie powiązane z wykonywanym zadaniem. Towarzyszy temu kilka objawów:
- zaburzona percepcja czasu, kiedy nie dostrzegasz mijających minut/godzin,
- utrata odrębności osoby od wykonywanej czynności, kiedy całe twoje jestestwo skupia się na zadaniu,
- poczucie kontroli nad zadaniem przy jednoczesnym braku obawy, że kontrolę tę utracisz,
- autoteliczność zadania, kiedy samo wykonywanie czynności dostarcza ci satysfakcji i przyjemności,
- nie dostrzeganie potrzeb fizjologicznych, kiedy nie odczuwasz nawet, że ostatni posiłek jadłeś 6 godzin temu.
Jest to ten rodzaj uczucia, kiedy masz pewność, że wszystko pójdzie gładko i nic złego nie może się wydarzyć. Negatywne myśli w ogóle nie goszczą w twojej głowie. Na dobrą sprawę żadne myśli nie goszczą w twojej głowie, umysł jest czysty, jesteś zrelaksowany i kompletnie pochłonięty zadaniem, które masz do wykonania. Patrzysz wówczas tunelowo jedynie na to co związane z dyscypliną nie dostrzegając np. publiczności. Jesteś pewien, że każdy składnik zadania wykonasz najlepiej jak potrafisz i w odpowiednim momencie. Nie myślisz wtedy o końcowym wyniku, ale masz pewność, że będzie dobrze. Czas płynie niejako obok ciebie a czynności, które wykonujesz są w zwolnionym tempie, co pozwala ci osiągnąć optymalną precyzję. Ruchy wtedy są płynne i bez wysiłku. Kompletnie nie czujesz zmęczenia.
Oczywiście odnosząc się do tytułu tego artykułu należy zaznaczyć, że seks to jest ta dyscyplina, w której nawet antysport może osiągnąć strefę. Wyobraź sobie upojne chwile ze swoim partnerem/ partnerką i przeczytaj raz jeszcze powyższy akapit. Prawda, że pasuje?
Jeśli każdy z czytelników rozumie już co to strefa i chciałby choć raz w życiu się w niej znaleźć, zapraszam do kolejnego tekstu, w którym znajdzie się garść porad jak osiągnąć „flow”.
Niestety stan ten osiągalny jest dla przeciętnego człowieka niezwykle rzadko i na ogół przez przypadek, choć okazuje się, że można nauczyć się wyzwalania w sobie takiej koncentracji niemal na zawołanie. Gdy ktoś raz doświadczy takiego stanu, chce go posiąść na dłużej. Staje się on motywacją do dalszego uprawiania sportu.