Czyli krótki felietoik o tym, że będąc w Skandynawii warto też poświęcić chwilę na zdrowy spacer i co w jego trakcie można zobaczyć…
W lesie poza ścieżką zdarzały się szczeliny skalne przykryte mchami, ogromne połamane drzewa, plątanina krzewów, paproci a także suchych gałęzi o niecodziennych, poskręcanych kształtach. Na gałęziach świerków i jodeł rozpierały się porosty, których spora ilość a także zróżnicowanie świadczyły o nadzwyczaj czystym powietrzu. Poniektóre dróżki prowadzące przez szczególnie mokre torfowiska złożono z desek uginających się pod ciężarem wędrowca. Można było również natknąć się na brzozowe zagajniki z wysokimi trawami oraz olbrzymie głazy wygładzone przez lodowiec, a mimo to tak wysokie, iż potrzebowały miejscami prawdziwej wspinaczki. Atrakcją parku jest również piękny wodospad Mud-dusfallet o wysokości 42 metrów. Na trasie do wodospadu spotkaliśmy niewielu ludzi. W głębi parku podróżników wcale się nie widuje, zaś jedyny człowiek, na którego trafiliśmy po 2 dniach wędrówki, był tak samo zaskoczony jak my.
Po godzinnym forsownym przemarszu z plecakiem szukaliśmy miejsca na rozbicie namiotu. Jednakże według mapy w okolicy znajdować się miała tzw. Chata turystyczna, w której można było przenocować.
Faktycznie, ciasna ścieżka doprowadziła nas do ślicznego drewnianego, dość dużego domku, zamkniętego wyłącznie na klamkę, w którym odnaleźliśmy łóżka z kocami a także poduszkami, butlę z gazem a także lampę naftową z zapasem nafty. W pobliżu domku stały toalety, drewutnia z równo przyciętymi bierwionami, śmietniki zabezpieczone przed dziką zwierzyną, a także… sauna. W pobliżu znaleźliśmy źródło stosunkowo zimnej, jednakże pitnej wody. Zarówno środek chatki, jak i cała okolica była niebywale czysta. Jak wynikało z zeszytu leżącego na stole, ostatni turysta był w tym miejscu tydzień temu.
Komary a także meszki, jakimi straszą przewodniki turystyczne, okazały się jednakże nie tak uciążliwe. Olśniły nas mrowiska wymiarów dojrzałego człowieka. Niecierpliwie wypatrywałam łosia, którego podobno można tam zastać, jednak niestety, bez powodzenia. Codziennie robiliśmy przerwy w drodze, by posilić się czarnymi jagodami. Próbowaliśmy również borówki bagiennej oraz maliny moroszki – występującej tam masowo, natomiast w Polsce wpisanej do Czerwonej Księgi jako umierający relikt polodowcowy.