Kiedy Prezes biura turystyki wędkarskiej Active Holidays Marek Krasiński zaproponował mi abym w kolejnej (trzeciej i czwartej) zorganizowanej przez biuro, wyprawie wędkarskiej do Norwegii na wyspę Hitra, wziął udział w charakterze przewodnika wędkarskiego, długo się zastanawiałem mając wiele wątpliwości i obaw. Były one związane przede wszystkim z tym, iż wiedziałem jak duże i różne są oczekiwania oraz marzenia wędkarskie uczestników takich wypraw. Wiedziałem ponadto, że w tej wyprawie (pierwszej zorganizowanej z Sosnowca, a więc przede wszystkim dla wędkarzy z południowych regionów Polski), wezmą udział wędkarze (około połowa uczestników), którzy po raz pierwszy będą wędkować z łodzi na Morzu Norweskim. Na szczęście tych, którzy oczekiwali, że po każdym zanurzeniu przynęty nastąpi gwałtowne branie, po którym na kotwicy pilkera zawiśnie ponad 10 kg okaz, najlepiej halibut, był znikomy procent.
Zakwaterowanie
Ośrodek Dolmsundet Marina jest ośrodkiem wędkarskim dla osób o mniejszych wymaganiach związanych z komfortem zakwaterowania, co przedkłada się na niewygórowaną cenę. Jest to miejsce dla tych, których głównym celem jest wędkarska przygoda. Jest on moim zdaniem usytuowany w bardzo dobrym miejscu pod względem wędkarskim. Daje, bowiem możliwość wypływania i wędkowania w różnorodnych miejscach, to jest i na otwartym morzy i w licznych zatokach czy zwężeniach między wysepkami, w zależności od siły i kierunku wiatru. Łowisko wokół ośrodka charakteryzuje się dużym zróżnicowaniem dna morskiego. Znajduje się tam dużo podwodnych górek i spadów. Właśnie w takich miejscach żerują prawdziwe okazy. Łowić można na głębokościach od 10 do 150 metrów. Oprócz walorów wędkarskich, Hitra i archipelag wokół wyspy to przepiękne tereny pod względem krajobrazowo-przyrodniczym (podobnie jak archipelag Lofty). Malownicze wysepki z krążącymi wokół lub przesiadującymi na nich orłami na pewno utkwią w pamięci wielu uczestnikom wyprawy na ryby. Każdy wypływający o świcie, przy dobrej pogodzie, mógł podziwiać przepiękne wschody słońca na tle malowniczych wysepek czy latarni.
Wędkarstwo w Norwegii
Wróćmy jednak do wędkarstwa w Norwegii.
Już w pierwszym dniu połowów szczęście wędkarskie było ze mną i moimi współtowarzyszami z łodzi, co sprawiło, że wcześniejsze moje obawy znikały. Po długiej, uciążliwej podróży i krótkim wypoczynku, około godz. 13, wraz z kolegami Janem i Cześkiem (obaj pierwszy raz na Morzu Norweskim), wypływamy w morze. Po 15 minutach wpływamy do zatoki przy fiordzie, gdzie łapiemy dwa niewielkie dorsze, jedną kilogramową molwę i kilka małych czarniaków. Ale to nie to, o co mi chodziło, wiec płyniemy w inne miejsce.
Nieopodal hodowli łososi trafiamy na ławicę intensywnie żerujących 30÷40 cm czarniaków. Wiem, że są to okazy, które w Norwegii sławy wędkarskiej nie przynoszą, ale dla wędkarzy, którzy bardzo często wędkując na jeziorach i rzekach w Polsce spędzają wiele godzin, często bez chociażby jednego brania, bo przecież tak się zdarza, znalezienie się w takim miejscu, przy tak intensywnie żerujących i bardzo walecznych czarniakach, staje się wielką atrakcją i przygodą wędkarską.
Prawie przy każdym zarzuceniu zestawu złożonego z 60÷120 gramowego pilkera z 3 lub 4 małymi przywieszkami (najlepiej w kolorach czerwonym lub różowym) z dna (40 do 60 m głębokości) lub z toni (10 do 30 m głębokości), następują gwałtowne brania. Często na tego typu zestawy zawieszają się po 2, 3 a nawet 4 waleczne czarniaki, co sprawia, że wędka ugina się i kołowrotek pracuje jak przy wyciąganiu ponad 10 kg okazów. Słysząc z ust współtowarzyszy komentarze zadowolenia i zachwycenia z takiego wędkowania, moje radość jest chyba jeszcze większe od ich. Po ok. 1 do 2 godzinnych zmaganiach z czarniakami, proponuje zmienić metodę łowienia, aby złapać coś większego. Każdy wędkarz w Norwegii wie, że tam gdzie drobnica, a tą są dla nas te żerujące czarniaki, tam duży drapieżnik. Robimy zestaw z jedną dorszową przywieszką bądź bez przywieszek i cięższym 250 gramowym srebrnym norweskim pilkerem. Chodzi o to, aby, pilkera jak najszybciej opuścić na dno przebijając się przez stado żerujących czarniaków. Ale jak to bywa z łapaniem większych sztuk, oprócz wiedzy, umiejętności i szczęścia wędkarskiego trzeba po prostu uzbroić się w cierpliwość. Po kilku nieudanych próbach, łapiemy dwa 2÷3 kg dorsze, kilka małych plamiaków, 1,5 kg molwę, aż w końcu cierpliwość zostaje wynagrodzona i na pilkera zahaczamy 8 kg dorsza. Zbliża się wieczór, więc wracamy do przystani z dwoma pełnymi ryb pojemnikami, zmęczeni, ale w pełni usatysfakcjonowani udanym wędkarsko popołudniem.
Wyprawy wędkarskie
I tak w wielkim skrócie i w podobny sposób mógłbym opisać każdy następny dzień połowów tej wyprawy. Każdego dnia, każda łódź spływała z mniejszą lub większą ilością różnego gatunku ryb, głównie czarniaków i dorszy, ale były też witlinki, rdzawce, molwy, plamiaki, brosmy, żabnice, a nawet mały kurek i jakaś nie zidentyfikowana 30 cm kolorowa rybka. Słowem dopisała pogoda i brania. Ale przecież, i słusznie, dla większości wędkarzy na takiej wyprawie nie chodzi o ilość złowionych ryb, czyli o mięso, które nie ma co ukrywać jest smaczne i przede wszystkim zdrowe, ( dla informacji w Polsce średnia zjadanych rocznie ryb morskich to 8 kg na osobę, gdy tymczasem w europie średnia to ok. 20 kg, a w krajach skandynawskich ok. 25 kg na osobę – są to najnowsze dane medycznych instytutów naukowych apelujących do Polaków aby zjadali więcej ryb morskich – ja dodam tylko, że tych ze sklepów), a przede wszystkim chodzi o większe ryby, a tych moim zdaniem w tej wyprawie nie brakowało, a dominował głównie dorsz.
Oto tylko kila wybranych przykładów:
Jak na wytrawnych wędkarzy przystało, jako pierwsi dużego dorsza o wadze 11kg łapie ekipa Bogdana Kiliana z Jaworzna, a wiec moi ziomkowie. Dorsz został złapany ze stoku z głębokości ok. 70m na 150 gramowego pilkera typu „tobiasz”.
Następne okazałe dorsze, 8 i 8,5 kg stają się łupem załogi wspaniałego kolegi i wędkarza Grzegorza Kasprzaka z Bytomia, którego serdecznie pozdrawiam. Niestety nie dysponuje zdjęciami tych zdobyczy. Tym razem ryby dały się skusić na czerwone dorszowe przywieszki.
Kolejnym przykładem prawdziwego pasjonata wędkarskiego, którego cierpliwość została wynagrodzona był Jurek Dziedzic z Zielonej Góry. Jurek po raz drugi znalazł się na Morzu Norweskim. W zeszłym roku w maju będąc na Hitrze w ośrodku wędkarskim Ansnes miałem przyjemność przez kilka godzin pływania z nim i jego synem. Niestety wówczas naszymi zdobyczami były tylko niewielkie dorsze. Tym razem w ostatnim dniu wyprawy, z głębokości 35-40 m z jednej miejscówki w ciągu jednej godziny łapie trzy okazałe dorsze. Po wyciągnięciu ostatniego dorsza podpływają do mojej łodzi. Wspólnie dokonujemy ważenia ryb. Waga pokazuje kolejno 12, 10 i 8 kg., Pomimo, że załoga to cztery osoby łowiące w tym samym miejscu, na podobny sprzęt i przynęty, tylko jednej udaje się ten niecodzienny wyczyn. Dlatego nie dziwi, gdy pozostali członkowie załogi Jurka narzekali na wędkarską niesprawiedliwość. A Jurek no cóż okazał się po prostu szczęściarzem. Dorsze zostały złapane na norweskiego 110 gramowego czerwonego pilkera w kształcie łyżwy, na wędkę z kołowrotkiem o szpuli stałej z plecionką o przekroju 0,18 mm. Jurek zaraz po powrocie, napisał mi krótki list, którego fragment pozwolę sobie zacytować: „Podczas tegorocznego pobytu w Norwegii na wyspie Hitra w ośrodku Dolmsundet Marina miałem okazję miło spędzić czas i dobrze powędrować przy świetnej pogodzie. Zachęcam wszystkich, którzy jeszcze nie spróbowali wędkowania w Norwegii, żeby zrobili to jak najszybciej. Nigdzie nie złowi się w jednym miejscu tyle gatunków ryb, co tam”.
Kolejnym wędkarskim szczęściarzem okazał się niewątpliwie sam Prezes Active Holidays – Marek Krasiński. Łowiąc z kutra gospodarza ośrodka Ejnara, zapina na swojego pilkera 8 kilogramowego rdzawca, co jest na prawdę nie małym osiągnięciem.
Jednakże prawdziwy wędkarskim hitem wyprawy stał się wyczyn Piotra Ochęduszko z Będzina – pierwszy raz na Morzu Norweskim. Piotr z powodu złego samopoczucia, w morze wypływa bodajże dopiero w czwartym dniu wyprawy. W ostatnim dniu, z głębokości 30 m na 90 gramowego pilkera w kolorze srebrno-czerwonym typu „molwa”, z uszkodzonym hamulcem kołowrotka o szpuli stałej z plecionką 0,18mm, wyciąga dorsza o wadze 13,4 kg. Jak się okazało była to ryba tej wyprawy.
W tym momencie chciałbym przeprosić wszystkich tych, którzy złowili ryby o wadze ponad 6 kg i nie zostali przeze mnie ujęci w tym reportażu, tym bardziej, że dla wielu z nich być może były to największe okazy złowione w całej wędkarskiej przygodzie. Opisanie wszystkich złowionych dużych ryb i dodanie zdjęć byłoby po prosu niemożliwie.
Reasumując, w wyprawie, ryb o wadze od 6 kg wzwyż, złowionych zostało ponad 30 sztuk. W większości były to dorsze, ale zdarzyły się też duże rdzawce, czarniaki i jedna większa ok. 6 kg żabnica. Żałuje, że pomimo złowienia kilu a może i kilkunastu 1÷3 kg molw i brosm nie udało się złowić naprawdę dużych okazów tych gatunków ryb. Może następnym razem.
Bardzo cieszę się z tego, że ryby o wadze ponad 6 kg, co najmniej w połowie złowione zostały przez osoby, które po raz pierwszy wędkowały na Morzu Norweskim i myślę, że na tym nie poprzestaną.
Podsumowanie
Chciałbym w tym miejscu szczególnie podziękować za wspólne wędkowanie Janowi Skrok, Krzyśkowi Marek oraz Wiotkowi z Warszawy, łowiących po raz pierwszy na Morzu Norweskim, z którymi wędkowanie było prawdziwą przyjemnością.
I tak opisane powyżej przykłady, moim zdaniem, po raz kolejny świadczą o tym, że poza wędkarskimi umiejętnościami, doświadczeniem, dobrym wędkarskim sprzętem, znajomością łowiska, a więc elementami, które niewątpliwie pomagają w osiąganiu wędkarskich sukcesów, potrzebna jest także cierpliwość i po prostu wędkarskie szczęście, którego życzę wszystkim wędkarzom podczas kolejnych wędkarskich wypraw, gdziekolwiek by one nie były.
Zaraz po opisanej wyprawie odbyła się kolejna w okresie 03.04.÷14.04.2008. Tym razem z wyjazdem na ryby z Warszawy. Tak jak obiecałem opiszę i pokażę zdjęcia największych okazów tej wyprawy: ( pełniłem tu również rolę przewodnika i instruktora wędkarskiego)
Rybą wyprawy był dorsz o wadze 15,6 kg złowiony przez Ryszarda Bazarnika ze Świętochłowic, z głębokości 40 m, na srebrnego norweskiego pilkera w kształcie banana o wadze 250 gram, wędką z mutiplikatorem i plecionką o przekroju 0,21mm.
Kolejnym niewątpliwym okazem stał się halibut o wadze10,2 kg złowiony przez Arnolda Hościłło z Olecka, z głębokości 86 na pilkera typu „bora” o wadze 180 gram, na wędkę z kołowrotkiem o szpuli stałej z plecionką o przekroju 0,18mm.
Niewątpliwym sukcesem wędkarskim była też złowiona przez Zdzisława Narbutta z Bielska Podlaskiego, żabnica o wadze 8 kg, z głębokości 50m na pilkera typu „molwa” o wadze 200 gram, wędką z kołowrotkiem szpuli stałej i plecionką o przekroju 0,18mm. Niestety nie otrzymałem zdjęcia tej żabnicy.