Czym byłoby wędkarstwo gdybyśmy tylko gromadzili sprzęt nie mając sposobności zweryfikowania jego przydatności. Ja jak wielu z nas mam słabość do kupowania nowości wędkarskich i gromadzenia ich gdyż nigdy nie wiadomo kiedy tak naprawdę się przydadzą. Spora kolekcja przynęt , kolejny kołowrotek i nowy nabytek w postaci wspaniałej wędki było dla mnie dobrym pretekstem aby pojechać na wyprawę wędkarską do południowej Szwecji. W październiku br. Firma Active Holidays specjalizująca się w realizowaniu marzeń wędkarskich za rozsądne pieniądze zaproponowała mi wspólny wyjazd z grupą kilkunastu wędkarzy na wędkowanie nad jezioro VIREN niedaleko miejscowości KORRO. Jezioro jest położone w południowej części Szwecji , dobrą godzinę jazdy samochodem od Karlskrony – miejsca gdzie dopływa prom z Polski .
Jezioro ma powierzchnię ponad 700 hektarów, jest płytkie – maksymalna głębokość nie przekracza 4 metrów i jak większość szwedzkich jezior bogate jest w niezliczoną ilość podwodnych skałek i wystających z wody głazów. Samo jezioro jest przepływowe co pozytywnie wpływa na populację szczupaka i okonia.
Wspólna podróż autokarem upłynęła nam w miłej i koleżeńskiej atmosferze. Wszyscy byliśmy ogromnie ciekawi czy bogate w drapieżniki szwedzkie wody będą dla nas łaskawe.
Całą grupę zakwaterowano w jednym domu niedaleko przystani. Szybko uporaliśmy się z przeniesieniem bagaży na pokoje i z ciekawości poszliśmy obejrzeć wodę i łodzie. Ciekawostką jak na szwedzkie realia było to ,że łodzie są wyposażone w silniki elektryczne a nie spalinowe. Gospodarz ośrodka wytłumaczył nam ,że dla bezpieczeństwa wędkarzy lepiej pływać na elektrykach gdyż duża ilość podwodnych głazów jest bardzo niebezpieczna dla wędkujących i samego silnika.
Jeszcze tego samego dnia uzbrojeni w sprzęt wędkarski popłynęliśmy przywitać wodę. Pogoda na ryby wydawała się dobra- pochmurno, wilgotno ale bezwietrznie. Jak się potem okazało taką aurę mieliśmy przez cały czas pobytu. Były też dni w większości deszczowe , tylko niekiedy wyglądało słoneczko.
Następnego dnia okazało się , że ja wsiadam do łodzi jako jeden z ostatnich. Pozostali byli tak spragnieni wędkowania ,że wcześnie rano już popłynęli.
Jezioro spowite lekką mgłą i obwieszonymi nad nim chmurami sprawiało tajemnicze wrażenie. Wraz z Tomkiem popłynęliśmy w pierwszą , dużą zatokę obwarowaną obficie wystającymi z wody skałami. Pierwsze rzuty moją ulubioną obrotówką i pierwszy szczupaczek. Nie był duży , ok. 50 cm ale pierwsze lody zostały przełamane. Zaraz potem Tomek ma również swoją pierwszą rybę – jest dobrze. Ryby reagują na podawane im coraz to inne przynęty. Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. Już nas nie cieszą te ryby , chcemy zapolować na większy okaz. Zgodnie ze sztuką spinningu często zmieniamy miejsca i przynęty aby poszukać większych ryb.
Kontakt telefoniczny z pozostałymi wędkarzami to dobra rzecz a zarazem nieraz stresująca. Bo tu i ówdzie docierają do nas informacje o złowieniu okazałych szczupaków. Oni popłynęli na bardziej otwartą wodę i próbują szczęścia w trollingu lub niewielkich płytkich zatoczkach bogatych w podwodną roślinność. Oczywiście, że znalezienie podwodnego ziela to połowa sukcesu. Duży szczupak o tym czasie chętnie zajmuje takie stanowiska bo to gwarantowane miejsce gromadzenia się drobnicy a przecież dobrze zastawiony stół przyciąga drapieżniki. Wypływamy na otwartą wodę. Tomek jako specjalista od łowienia na gumę próbuje poszukać okoni. I nie trzeba było długo czekać – jego lekkie wędzisko co chwila wygina się pod ciężarem walczących pasiaków. Powiem tak – jak trafiliśmy na zgromadzenie tych ryb to można je było łowić bez końca. Krótkie przerwy w braniach spowodowane były tym ,że w łowisko okoni wpłynęły inne ryby i wtedy trafiały się drapieżne leszcze atakujące z pasją Tomkowe gumy. Ja nie miałem takiego szczęścia za to trafiały mi się w takich miejscach pojedyńcze szczupaki – nawet całkiem przyzwoitej wielkości.
Wieczorem wszyscy wymieniali swoje spostrzeżenia co do technik, przynęt i miejsc złowionych okazów. A codziennie było się czym chwalić . Łowione były szczupaki pomiędzy 70- 95 cm , największe okonie miały po 42,43cm . Jak na nieznaną nikomu wodę radziliśmy sobie świetnie. Ale takie są właśnie skandynawskie łowiska- dobrze zadbane, o znikomej presji wędkarskiej i bez zbędnej „racjonalnej gospodarki wędkarskiej „ Ponieważ zabrałem ze sobą do Szwecji mój podręczny zestaw do robienia błystek obrotowych to wieczorami przy zainteresowanej widowni dzieliłem się swoją wiedzą o tym jak przerabiam i poprawiam przynęty aby były jeszcze bardziej skuteczne.
Były też przygody dramatyczne. Maciej i Tomek trollingując zapieli na woblera bardzo dużego szczupaka. Emocjonujący hol zbliżał się ku końcowi i zmęczony okaz leżał już na boku w wodzie. Podstawiony duży podbierak okazał się za mały aby podebrać nim rybę. Próba zagarnięcia ryby od głowy zakończyła się wplątaniem grotów woblerowej kotwiczki i powstała sytuacja patowa. Szczupak targnął potężnym pyskiem demolując przy tym podbierak i rozprostował groty kotwiczki na której był zapięty. Była to niewątpliwie ryba wyprawy- roszczęsieni łowcy szacowali ją na ponad 120cm….
Kolejny deszczowy dzień spowodował ,że miałem już dość moknięcia na łodzi i postanowiłem połowić na rzeczce która wypływa z jeziora Viren. Aby łowić komfortowo zabrałem ze sobą jedną wędkę wyposażoną w multiplikator i pudełko z dużymi jerkami. Trochę to wyglądało zabawnie bo rzeczka niewielka , kilka metrów szerokości tylko na zakrętach dochodziła do kilkunastu metrów., o wolnym uciągu i zalesionych brzegach. Na wodą –nikogo i ja z ciężką „ artylerią „. Do końca nie potrafiłem sobie odpowiedzieć dlaczego wybrałem ciężki sprzęt – chyba to mój nos i intuicja kazały mi tak postąpić. Rzeczka kryła w sobie pewną tajemnicę- szczupaki. Dowiedziałem się o ich istnieniu od Tomka – fotografa wyprawy. Był tam dzień wcześniej i złowił w krótkim czasie kilka sztuk. Tego dnia poszedłem tam tylko z jednym wędkarzem. Rzeka była dla nas łaskawa. Na moje duże jerki brały spore szczupaki. Aż dziw brał skąd w takim cieku tak duże sztuki. Powiem tylko tyle, że w ciągu kilku godzin jerkowania i przy obficie padającym deszczu złowiłem 13 szczupaków. Tylko jeden mierzył poniżej 70 cm. Cztery były powyżej 80 cm. Oczywiście ryby po wspaniałych i szaleńczych walkach wróciły z powrotem do wody. Byłem syty wrażeń.
Teraz kiedy minęło już dwa miesiące od tej udanej wyprawy moje myśli gdzieś błądzą w przyszłość. Bo jak powiedział kiedyś znany pisarz- przesyt w wędkarstwie jak w żadnej innej dziedzinie nie przechodzi tak szybko w niedosyt . Już teraz przeglądam przyszłoroczną ofertę biura turystyki wędkarskiej Active Holidays aby zaplanować dobry wyjazd w skandynawskie nieznane.